poniedziałek, 15 września 2014

Od Aki

-A co to ? Rozkaz? – Nie, oni mnie zadziwiają. Jeden gada do mnie , jakby miał z 50 na karku, a jest raptem rok, góra 2 lata starszy ode mnie , drugi mówi mi, że będę wdzięczna, a trzeci przynajmniej nie próbuje mnie jeszcze bardziej rozdrażnić. Jednak uleczyli Dragona. Podszedł do mnie i trącił mnie łbem. – Aki daj im szansę. – Ja nie mogę co z nimi? Ale niech im będzie.
-Dobra. Będę wam pomagać. Ale… - Nie dali mi dokończyć. – Super! Musimy się trzymać razem ! Udamy się do świątyni… - Tym razem to ja przerwałam piękny wywód tego dzieciaka Pikachu. – Chwila, chwila… Zgadzam się wam pomagać, ale chcę byście przestrzegali kilka zasad. Powiedzmy, że zapomnę ,że ten tu – Wskazałam na wilka Knighta - przybił osłabionego Dragona strzałą do drzewa i, że wraz z jego właścicielem się na mnie rzucili , kiedy sobie grzecznie wracałam do szkoły.
- Oj, daruj. Zresztą ty nie byłaś lepsza. Kopnęłaś mnie w szczękę , a wcześniej przewaliłaś, więc jesteśmy kwita. – Odezwał się winowajca. Matko, jego nie lubię, ale tego Delgago to już nie znoszę, po tym jak mnie wyzywał od wariatek, ja mu dam. Spojrzałam na niego z nienawiścią. Młody był spoko. Dlatego też do niego skierowałam swoje następne słowa:
- Po pierwsze nadal chcę mieć wolną rękę, po drugie nie jestem na każde wasze wezwanie, po trzecie trenuje dalej sama na swoim terenie.
-Eh, ale jak nie będziesz zawsze do dyspozycji to … - Zaczął zmartwiony Jack. – Spokojnie, jeśli naprawdę będziecie mnie potrzebować to jasne, że wam pomogę. Jak już się na coś piszę to robię to na poważnie.
-Dobrze. Ale będziesz z nami raz w tygodniu trenować w świątyni Jing-Jang, ok.?
- Niech wam będzie. – Łaskawie się zgodziłam. – A teraz wybaczcie , ale muszę wracać do szkoły. – Spojrzałam na Dragona i miałam już ruszyć, jednak odezwał się Knight:
- Do szkoły? Po co? Przecież o tej porze chyba nie ma już lekcji?
- Tak, ale muszę wracać do akademika. Zerwałam się z lekcji , więc i tak mnie pewnie czeka ochrzan, a chcę trochę odpocząć i przemyśleć kilka spraw.
- A co z twoim domem? – Delgago jak zwykle mnie wkurzył swoim durnym pytaniem. Nie moja wina, że nie mam domu, że nie mam rodziny. Taki pech.
- Moja rodzina nie żyje. Jestem sama. Wystarczy? Tylko nic nie mówcie, jestem zmęczona tym wszystkim. Żegnam się! – Ruszyłam w kierunku tej przeklętej szkoły, ledwo patrząc na oczy, które same mi się zamykały. Dragon biegł koło mnie.
- Sporo im powiedziałaś jak na siebie.
-Tyle ile trzeba. Więcej nie powiem.
- Ale i tak jesteś wredna. – Powiedział się i szczeknął radośnie, co miało oznaczać śmiech.
-Taa… Wiem.

Knight? Delgago? Jack?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz